Autor Wiadomość
migot
PostWysłany: Czw 19:42, 24 Sty 2008    Temat postu:

Zniknąć tak po prostu...
Zapomnieć o istnieniu barw,
Nie czuć, nie myśleć, odlecieć,
Żyć, ale trochę inaczej...
Bez kłamstwa, bez cierpienia.
Bez niepotrzebnej obłudy.
Zaczerpnąć powietrza i zrozumieć,
Że żyć nie żyjąc się da.

Zabawić się w berka z powietrzem,
Odchylić kurtynę prawdy,
Nie dotykając wody, przejść po jeziorze
I zrozumieć, że szczęścia w śród ludzi nie ma.

Zrozumieć, że żyć nie żyjąc się da...
Vicciś
PostWysłany: Śro 22:04, 23 Sty 2008    Temat postu:

Róbcie co chcecie, tylko nie bijcie, jasne? xD
Mój chłam:


Przejechał palcem po płótnie,
wbijając sobie pojedyncze drzazgi.
Wywołał dreszcze,
niczym bohater, grający na flecie.
Kwiaty i owoce ziemi,
zamienił w kawałek materiału,
który w pół przeciął i spalił.
Posypał się proch...
Założył okulary,
wielkie, a w kolorze jego życia.
Czarne.
Machnął ręką, by odpędzić wszystko,
co zagradzało mu drogę do władzy.
Pan Chciwy i Samolubny.
Wyciągnął do mnie martwą dłoń,
a ze szklanej puszki pandory,
wypadły rękawice mordercy.
migot
PostWysłany: Wto 17:27, 22 Sty 2008    Temat postu: Nasze wiersze

Dobra migot się ujawnia i dodaje swój wiersz ^^ nie wiem czy dobry, sami oceńcie ... ;)


`rozwód.`
Wcale nie było jak w filmie.
Nie było sędzi,
ani wielkich drewnianych sądowych sprzętów.
Małe pomieszczenie. Cztery ściany.
W biegu złożony podpis.

Mnie też kazano podpisać.
Choć moja decyzja była już z góry przesądzona.

Byłam dla siebie ojcem.
Byłam dla siebie matką.
Byłam dla siebie rodzeństwem i przyjacielem.
Byłam dla siebie wszystkim.

Ona obiecała, że będzie normalnie.
a nie było.
On obiecał odwiedzać.
ale widocznie zapomniał, albo miał dużo rzeczy na
głowie.

On się wyprowadził,
a ona milczała.
A ja podtrzymywałam budynek.
Ktoś musiał. wypadło na mnie.

Stało się. Cicho, może po kryjomu.
zdecydowanie za szybko.
I choć ja płakałam. bo płakałam. pamiętam.
To świat pozostał obojętny.
Nikomu niczego nie ubyło. Gazety wcale nie huczały od
plotek.
Było całkiem normalnie, a jednak inaczej.

W przedpokoju uschła paprotka.
Ja razem z nią, powoli usychałam.
Aż pewnego dnia. uschłam.
Coś wtedy zrozumiałam. Że moje życie to już nie jest
życie.
To ciągłe zadawanie sobie pytania. Dlaczego ja?
Już nigdy nie będzie jak dawniej.
Już nigdy nie usiądziemy przy wspólnym stole.
Już żadne słowo nie będzie brzmiało jak wtedy.

Coś się skończyło.
A ten długopis, którym złożyli podpisy,
mam do niego żal.
Dlaczego się nie zapodział, albo dlaczego nie skończył
mu się tusz.
No właśnie dlaczego ja?

Zmieniam temat, mam nadzieję, że nie będziesz zła?
Vicciś.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group